Autor Wiadomość
Majanna
PostWysłany: Czw 8:59, 01 Cze 2006    Temat postu: Cuda miłości

Pisałam to jakieś pół roku temu, na konkurs pt. "Wszystko czego się tknę jest fantazją". Beznadziejne i nic zboczonego, ale wrzucam, bo przynajmniej tutaj nie ma błędów językowych xP

"Cuda miłości" (nie, nie dziecko Razz )

Był to zwyczajny cichy wieczór nieodznaczający się niczym pośród tysięcy poprzednich. Gwiazda Mantrepo spowijała właśnie Antavię czerwoną poświatą gdy Riese usiadła na skraju wysokiej skały podziwiając roztaczający się przed jej oczyma widok.
Był to skraj Wielkiej Puszczy, między której drzewami dało się widzieć lazurową rzekę Lirrę uchodzącą do Bezimiennego Morza. Plaża wokół ujścia stanowiła jedyne dogodne miejsce na port między rozciągającym się na kilometry klifem. Riese obserwowała ogromne, dumnie wyglądające żaglowce wpływające do doków. Mimo że był to jeden z większych ośrodków handlowych, kraina zachowała prawie ten sam wygląd jak ten, gdy powstawały na niej pierwsze lasy. Antavia nie doznała nieszczęścia wojny od czasu, kiedy planeta ta zaczęła formować się na orbicie Mantrepo, a więc i jej mieszkańcy nie mogli zrozumieć piękna tego cudownego dla Riese krajobrazu. Dziewczyna jednak czuła, że zamienienie tej bogatej w złoto i ropę krainy w pogorzelisko lub nowoczesną kopalnię przez jej ziemskich kuzynów jest tylko kwestią czasu.
- O czym tak dumasz, moja księżniczko? – usłyszała za plecami znajomy elfi głos.
- Nie jestem żadną księżniczką – odpowiedziała zimno.
- Coś nie w humorze jesteś. Może i do arystokracji nie należysz, ale Twoje przenikliwe niebieskie oczy zdradzają szlachecką...
- Noszę soczewki. Mnie takimi tekstami nie urzekniesz.
- Ech... – westchnął Orven –Zawsze byłaś taka gadatliwa, nie powiesz mi chyba, że tak po prostu zamilkłaś.
- Zdziwiłbyś się.
Chłopak przycupnął obok, patrząc gdzieś w dal. Był w jej rodzinnym domu tylko pięć razy, a już nauczył się korzystania z komputera. Riese wiedziała jednak, że to wyjątek i że różnica kultur dwóch światów przysporzy problemów nie tylko pojedynczym znajomościom.
- Wiesz... – zaczęła i zrobiła dłuższą przerwę.
- No, wreszcie się odezwałaś. A więc nie - nie wiem, ale mimo wszystko mów dalej, może z kontekstu coś wywnioskuję.
- Boję się – odrzekła, nie zwracając uwagi na elfa - To wszystko dzieje się stanowczo za szybko. Ludzie wędrują sobie od świata do świata i bawią się nowo poznaną technologią lub magią. Ale ilu tych ludzi jest? Łącznie setka? Tysiąc? Może nawet pół miliona z każdej planety, ale to i tak mało!
- Służę pomocą: bilans wynosi dwa i pół miliona pięć tysięcy dwieście osiemdziesiąt jeden i trzydzieści dwie setne osoby przechodzącej dziennie przez portale.
- Świetnie. A gdzie reszta? W domach, bo wszyscy boją się zmian. Prędzej czy później wybuchnie wojna o te tereny. Trapi mnie to od roku, kiedy pierwszy raz usłyszeliśmy o drugiej planecie, na której istnieje życie.
Tym razem Orven nie odpowiedział. Co prawda był to optymista, ale nie naiwny. Nikt nie był naiwny. Wszyscy teraz myśleli realnie i każdy chciał znaleźć najlepszą receptę na jak najdłuższy pokój, tylko że jedni wybierali poddanie się rewolucji, a drudzy byli konserwatywni, co budziło niepokój Riese.
Nagle elf wstał. Teraz dało się zauważyć, jak bardzo był szczupły. Jego długie, czarne niczym noc włosy, które przesłaniały szpiczaste uszy, dodawały mu nadzwyczajnego uroku. Bez słowa ruszył ku Riese. Pochwycił ją za rękę i delikatnie pociągnął w kierunku rzeki. Dziewczyna poddała się bez namysłu. Właściwie wszystko było jej obojętne. Mijali razem wysoką trawę przesiąkniętą słodkim zapachem rumianku. Malutkie złote chochliki pojawiały się gdzieniegdzie wśród obficie rosnącego kwiecia. Młode smoki przypominające zdrowo podtuczone skrzydlate wężyki mieniły się tysiącem kolorów podczas szalonej zabawy. Wiecznie zielony las otaczający tę scenerię szumiał, nie opierając się rześkiemu powiewowi wschodniego wiatru. Cała ta malownicza okolica pulsowała siłą magii i cudownego czaru.
- Wszystko to jest dziełem natury, która stworzyła tę radosną atmosferę wokoło – rzekł Orven melodyjnym głosem. – Siła jej magii przerasta każdego z nas, jednak pozwala nam ona korzystać z jej czaru bez oporu.
Riese chciała już zacząć ironizować, jak to było w jej zwyczaju, jednak powstrzymała się, chcąc usłyszeć więcej słów płynących z ust chłopaka.
- Gdy z ludzkiej rasy zrodziły się pierwsze elfy, podobno czuły potrzebę odpoczynku od świata pełnego przemocy, mimo iż nie rozumiały jeszcze, jak ma wyglądać miejsce, do którego chcą trafić – ciągnął dalej – Obdarzone magią w końcu dostatecznie pojęły, czym różni się dobro od zła. W jaki sposób tak wcześnie dotarły tutaj? Nikt nie potrafi odpowiedzieć. Wiadomo jednak, iż wydarzyło się to kilka milionów lat temu. Elfy zawsze wiedziały o istnieniu jeszcze innego życia, a przynajmniej w nie wierzyły. Same nie były idealne, bo nie istnieją istoty doskonałe, jednak starały się zachować pozory. Gdzieś w podświadomości każdego z nas tkwi jakaś potrzeba pochwalenia się i ukazania swojej ojczyzny w jak najlepszym świetle.
Orven przerwał, gdyż dotarli właśnie do brzegu Lirry. Jak na komendę równocześnie usiedli przy niskim trawiastym urwisku. Riese chciała przysunąć się bliżej chłopaka, jednak wiedziała, że ma on coś więcej do powiedzenia.
- Zastanów się. Czy przez te wszystkie miliony lat jakieś pokolenie wpadło na pomysł ukrycia Antavii? Nie – czas na zmiany. „Wszystko płynie”, dobrze wiesz, że nie jest to elfie powiedzenie.
Orven spojrzał dziewczynie w oczy. Najwyraźniej wcale jej nie pocieszył. Riese wiedziała, że spotkanie ludzi i elfów w końcu by nastąpiło, ale nie mogła pogodzić się z niechybną klęską, bała się, że czar tej krainy pryśnie, zanim zdąży ją dobrze poznać.
Nagle dziewczyna zrozumiała, że czyjeś palce oplatają jej dłoń, ale nie spuściła nań wzroku. Cały czas wpatrywała się w migdałowe oczy towarzysza. Badała każdy detal, ale z mierzącej metr odległości nie potrafiła dostrzec wszystkich odcieni brązu mieniących się w jego tęczówkach. Zbliżyła się więc nieśmiało, czekając na choćby najmniejszy ruch elfa. Zaraz i ten przysunął twarz, która nagle stała się dla Riese idealna i nieskazitelna. Po chwili odległość między końcami ich nosów nie wynosiła więcej niż trzy centymetry. Ten moment wydawał się dla obojga wiecznością, więc Orven przerwał go przechylając lekko głowę. Musnął rozchylone wargi dziewczyny, która natychmiast poczuła mrowienie na całym ciele. Ledwo zdążyła pomyśleć „To magia...”, a już przylegali do siebie odchodząc tylko po to by złapać szybko oddech.
W trakcie pocałunku Riese nie zadręczała się pesymistycznymi myślami. Jedyne, co zdołała wtedy pojąć było to, że gdyby nie odkrycie Antavii, nigdy nie spotkałaby Orvena. Możliwe nawet, że nie wierzyłaby w miłość, którą czuła teraz całą sobą.
Opadli wreszcie na ziemię, łykając łapczywie powietrze. Śmiali się do granatowego, rozgwieżdżonego już nieba, delektując się chwilą. Z początku każde myślało o minionej chwili, ale gdy ich myśli odbiegły w różne kierunki, Riese znowu spoważniała.
- Przepraszam – odezwała się cicho.
- Za co?! Było cudownie...
- Nie, nie o to mi chodzi. Musiałam cię chyba trochę zranić, kiedy tak narzekałam mówiąc o spotkaniu elfów i ludzi. Przecież gdyby nie to odkrycie, nawet byśmy się nie znali.
- Będę szczery, było mi trochę przykro. Ale ja z reguły wybaczam, a tą poprzednią minutą odkupiłaś wszystkie grzechy. Mam tylko jedną prośbę.
- Rany, już się boję, jaką prośbę?
- Przestań się wszystkiego bać i o wszystko zamartwiać. Gdy się uśmiechasz, wyglądasz setki razy piękniej.
- Gdy się uśmiecham, powiadasz? W takim razie masz szczęście, że nie widziałeś mnie jeszcze rano, po wstaniu z łóżka.
Następnego dnia Riese wiedziała, że tamtego pamiętnego wieczoru coś się w niej zmieniło. Zrozumiała, że magia miłości może jednak zdziałać cuda. Co prawda teraz niepokoiła się o Orvena, ale stwierdziła, że lepiej jest zamartwiać się o kochanka niż o losy ludzkości.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group